Dziewięć dni tygodnia 5/9 Dzień Piąty


1 października 2006 - niedziela, wieczór. Po raz pierwszy w życiu – przynajmniej na ile tego jestem świadoma – przeżywam prawdziwy napad lęku. Dzieje się to w drodze na mszę, trzy metry od bezpiecznej ściany kościoła. Lęk naprawdę opanowuje człowieka: rozum i wola są bezradne, zaanektowane przez coś jakby zewnętrznego – niezrozumiały lęk. Zatrważające, ale i ciekawe doświadczenie. Chcę zrozumieć istotę tego zjawiska. Wysiłek woli tu chyba nie wystarczy. A może to przejaw jej słabości? Czyżby moje różne życiowe uniki były przejawem wrodzonej lękliwości? A może to zachęta do pokory: uznać swoją słabość i w niej doskonalić swą moc?



Pan Przyjacielem moim.
LIST DO ŻYCIA
5.


Dzisiaj - 15 października: św. Teresy z Avili – patronki mojego drugiego nawrócenia. Uświadamiam sobie, że św. Dominik (Guzman) był patronem mojego nawrócenia pierwszego. I jak się to wszystka ma do mojego świeckiego udziału w klasztorze X? Św. Dominik był patronem mojego docierania do PRAWDY – zjednoczenia z Bogiem poprzez ŚWIATŁO PRAWDY. Św. Teresa wydaje się być patronką mojego marszu do zjednoczenia z Bogiem W MIŁOŚCI. A wszystko, od samego początku, już od pierwszej wizyty w X w 1982, w kontekście TEGO MIEJSCA. Powołanie DO MIEJSCA. Czuję to coraz wyraźniej: w tym zakonie nie ma jednorodnej duchowości – jest natomiast DUCH DANEGO MIEJSCA. Odcień charyzmatu Założyciela w każdym MIEJSCU jest inny. Ponieważ w X jestem na odległość, ten odcień rodzi się tutaj („pomiędzy”) - on rodzi się WE MNIE. Droga przebyta ze św. Dominikiem i droga przebyta ze św. Teresą jakoś łączą się we mnie. SYNTEZA?! [Wojna i pokój]


*


Zgodzić się na wielkość – zgodzić się na wielkość powołania. Wiem, że przy mojej pysze i próżności te słowa brzmią strasznie. Ale tak to czuję wewnętrznie – i to nie od dziś. Zgodzić się na wielkość powołania, to zostawić W SOBIE  wielką przestrzeń dla Boga. Tak naprawdę, to o taką wielkość chodzi: WIELKOŚĆ ODDANIA SIEBIE BOGU.


Wspomniałam św. Dominika, św. Teresę, myślę – szczególnie dziś, w Dniu Papieskim – o Janie Pawle II. Są inni Święci, którzy w pewnym okresie mojego życia stali mi się bliscy. Jakiś odcinek mojego życia przeszłam z Nimi. Teraz jednak nawet Jan Paweł, mimo tak świeżego wspomnienia Jego życia i śmierci, stał się odległy. Nawet Najświętsza Maryja Panna, nawet Jezus z Nazaretu. Nie mogę oprzeć się na niczym „materialnym” - a na siłę nie próbuję szukać takiego kontaktu, bo czuję, że grozi to fetyszyzmem. IDĘ... DO BOGA SAMEGO. Tak to postrzegam.


*


Odnośnie „nieobecności” Jezusa. On jest, oczywiście, obecny – ale inaczej niż dotychczas. Nie widzę Go, bo nabieram wrażenia, że On teraz patrzy przez moje oczy. Nie mogę „iść” w Jego stronę, bo jak mi się wydaje, On sam – ze mnie samej – popycha mnie ku... Jeśli szukam Boga-Samego (Ojca – w najgłębszych pokładach Jego bóstwa), to czynię to, gdyż czyni to we mnie Jezus. To On idzie we mnie ku Ojcu. Od 1999 czuję, że jest Ich Dwóch, złączonych Trzecim. A świat cały wpisany jest w tę Złożoność, która jest jednocześnie największą – absolutną - Prostotą. - Punktem. Amen.


*


Jeśli chcę w modlitwie znaleźć kontakt z Bogiem, wydaje mi się, że udaje mi się to wtedy, gdy nie szukam Go wokół siebie, lecz gdy sama staję się punktem – hostią! Amen.


*


Maryja. W 1999 pamięć o mojej Mamie „przekazałam” w pierwszym liście do Matki X, mając wyraźną świadomość, że Ją też będę musiała „oddać”. W tym samym liście odwołałam się do Maryi, matki Boga. Wewnętrznie już wtedy „przekazałam” Jej Matkę X. Obecnie – jak mi się wydaje – muszę „opuścić” dla Boga również Maryję, która tak wyraźnie została mi dana w 1998, w czasie przygotowań do Wylania Ducha Świętego.


Trąbka z wieży ratusza sygnalizuje właśnie godzinę dwunastą: ANIOŁ PAŃSKI ZWIASTOWAŁ PANNIE MARYI I POCZĘŁA Z DUCHA ŚWIĘTEGO. Amen!


*


Jest niedziela, a ja cały czas „kombinuję”, jak „bezpiecznie” dotrzeć do jakiegoś kościoła. „Bezpiecznie” - to znaczy przy minimalnym stresie. [Dlaczego?]


*


Noc. Już po północy. Taksówką dojechałam na mszę na ul. ... . Sama. Udało mi się opanować strach przed brakiem asekuracji. Po mszy przeszłam z 400 metrów do M. i T. . Cały wieczór u nich. Jak zawsze zasiedziałam się za długo. T. odwozi mnie do domu. Proszę, żeby odprowadził mnie do drzwi, bo jestem całkiem bez sił. Może to oglądana u M. i T. telewizja „wyssała” ze mnie resztki energii? W telewizji DZIEŃ PAPIESKI, a więc treści budujące, ale zawsze to telewizja, szklany ekran, zimne akwarium.


Tekst notki pochodzi z dawnych zapisków z dnia

15 października 2006

następny: LIST DO ŻYCIA 6
poprzedni: LIST DO ŻYCIA 4


.