Płynie, płynie

Ktoś mówi z uznaniem, że jestem mądra, a potem traktuje mnie jak głupka. Ktoś inny mówi, że jestem dobra, a potem kusi mnie do zła. I co robić z takimi ludźmi? Inni z kolei, a tych to są już całe zastępy, kiedy po latach niewidzenia gdzieś przypadkiem na mnie wpadną, mówią, że tak się cieszą, że mnie widzą, że zadzwonią, napiszą, skontaktują się, że koniecznie musimy się spotkać, a potem na amen przepadają, odpływają w milczenie. I jak traktować poważnie czyjeś słowa?

*

Na dobrą sprawę, a może na złą, ja też swojego słowa nie dotrzymałam. Rok temu uroczyście oznajmiłam, że rozstaję się z tym miejscem [Witaj smutku], a teraz piszę tutaj znowu. Może dzieje się tak dlatego, że latem podreperowała mi się nieco depresja, więc zanim przyjdzie jesień, wydaję z siebie głos? A może dlatego, że zaczęłam na poważnie przeglądać i porządkować około 300 tekstów, które od roku 2007 tutaj zamieściłam, a porządkując stwierdzam, że warto niektóre z nich spróbować przypomnieć dawnym czytelnikom, a ewentualnym czytelnikom nowym – zareklamować.

Dlaczego? Ponieważ są po prostu dobre, a niektóre nawet bardzo, wystarczy tylko wśród nich dobrze poszperać. Że jestem nieskromna? Bo ja wiem? Może jedynie sprawiedliwa, wzorem mojej rodzicielki, która często zachęcała gości do konsumpcji postawionych na stole dań słowami: - Jedzcie, jedzcie. To jest bardzo dobre, sama to zrobiłam. - I tak rzeczywiście było, a pisałam o tym już kiedyś, bardzo dawno, na samym początku [Patrz mi w oczy, kiedy mówię].

*

A więc: porządkuję swoje opowiastki z ostatnich ponad dziesięciu lat. A robię tak dlatego, że jak napisałam innym razem [Cztery klasztory i jeden apostata], jakieś pięć lat temu przypomniał sobie o mnie klasztor X, o którym ja nie zapomniałam, i który dość często wspominałam w swoich tekstach: [Być mniszką], [Dominicanus], [Kuchnia polska], [Myślę sobie], [Wszystkie stworzenia].

W innym dawnym tekście [Panta rhei], gdybym chciała go obecnie zaktualizować, mógłby znaleźć się wspomniany wyżej mój kuzyn apostata, który w międzyczasie tak jak ze wspólnoty Kościoła, tak samo wypisał się z mojego życia, tłumacząc, że ja idę swoją drogą, a on swoją, chociaż nie jestem pewna czy nie poszło o polar, który od kogoś z rodziny dostał za darmo, a potem odsprzedał mi za dwieście złotych.

Z kolei wspomniany innym razem mój znajomy Ha, który od kilku lat zjawiał się dzień przed Bożym Narodzeniem - z własnej inicjatywy - na wigilijny lunch, a potem również na paschalną herbatkę w Wielką Sobotę, przestał w ogóle odzywać się, chociaż zawsze miał tyle do powiedzenia o egzotycznym przyjacielu [Lunch], a potem także o nowej egzotycznej przyjaciółce, którą zresztą w międzyczasie dość blisko poznałam, i której sekundowałam w przymiarkach Ha do małżeństwa, które potem zawisły w próżni. Jeśli już nie chciał mówić o tym ostatnim, mógł mi nadal opowiadać na przykład o nowym pomyśle na doktorat, którego pisanie rozpoczął w obcym kraju, i który nie ma już nic wspólnego z Beatlesami, albo o przygotowaniach do nowego koncertu, który niedawno miał miejsce w naszym mieście. Przede wszystkim jednak chętnie dowiedziałabym się o tym, jak rozwinęła się jego relacja z – Przyjacielem.

Do notki przypominającej, że wszystko płynie mogłabym dodać jeszcze coś o [Vivienne]. Okazało się bowiem podczas przeglądania dawnych opowiastek, że całkiem zapomniałam, jak brzmiało dobre anglosaskie nazwisko tamtej dziewczyny, co oznacza, że teraz nie mam już żadnej szansy na odnalezienie jej. I myślę sobie, że dobrze robię spisując te różne wspomnienia, bo przecież na dobrą sprawę mogę wkrótce zapomnieć, że jakakolwiek osoba o takim imieniu kiedykolwiek przewinęła się przez moje życie.

Nawet tak ważne dla mnie wakacje ramię w ramię z moją przyjaciółką z internetu zmieniły swój charakter, ze względu na ogrom obowiązków, które spadły na jej barki, i chociaż spędziłyśmy razem bardzo dużo czasu tego lata, jak zawsze rozpiętego między morzem i górami, to jednak był to dla nas obu czas wypełniony przede wszystkim pracą, a jeśli kiedyś zbiorę się do jego opisania, notkę pewnie zatytułuję - „Matka polka galopka”. Wspomniany cykl zatrzymał się więc na notce zeszłorocznej, którą potem uzupełniłam jeszcze ostatnimi zdjęciami suki S. [Sześć i pół, albo pieskie życie].

*

Jak napisałam wcześniej, porządkuję opowiastki, ponieważ przypomniał sobie o mnie klasztor X, i być może w tym klasztorze ktoś przypomniał sobie, że wiele lat temu, do poprzedniej przełożonej, czyli matki, czyli ksieni przez kilka lat przysyłałam częste i długie listy. Może nawet zachowały się one w jakimś klasztornym archiwum X. Jedna z sióstr nie tak dawno spytała mnie wprost o pisanie, mówiąc, że wie, że kiedyś dużo pisałam, na co odpowiedziałam, że teraz nie piszę. Po jakimś czasie przypomniało mi się, że przecież jednak piszę, chociaż inaczej niż wtedy. Przy innej okazji wspomniałam więc, że kiedy przestałam pisać do Matki X, zaczęłam produkować się w internecie. Ostatnio pomyślałam sobie - bo tamto pytanie o pisanie nie dawało mi spokoju - że przedstawię owej siostrze kilka wybranych tekstów z bloga, takich bardziej świętych, na przykład [Pocztówki z poczekalni], no i oczywiście tych, w których wspominam klasztor X. I tak zaczęło się porządkowanie opowiastek, do których od dawna nie zaglądałam.

A więc porządkuję dawne opowieści, a porządkując zaglądam nieraz do wersji oryginalnej, tutaj w salonie24.pl nadal zapisanej, na przykład w celu ustalenia daty publikacji. Tak więc chociaż pożegnałam się rok temu, piszę znowu po to, żebym mogła nadal korzystać z archiwalnych zapisów, i żeby nikt na razie nie kasował mojego bloga z tego powodu, że nic nie piszę. No.


08.09.2018


.