Praca
basenowego ratownika nie jest trudna. Trochę posiedzi, trochę
pochodzi, trochę popatrzy tu, trochę tam, a najczęściej spoglądać
będzie na - laski. Tak jej powiedziano, i tego samego doświadczyła
sama, gdy po prawie sześćdziesięciu latach lądowego życia
zatęskniła do wody. Nie tyle do unoszenia się na jej powierzchni,
gdyż tego Alicja właściwie nigdy nie zaznała, ile do siły
wyporności wody, która wspomogłaby bardziej intensywne ruchy jej
bardzo statycznie starzejącego się ciała.
Jak
zamyśliła, tak zrobiła, podejmując mocne postanowienie
regularnego korzystania z dobrodziejstw niedużego parku wodnego
napełnianego wodą z samego morza. Mając skórę delikatną i
podatną, zdecydowała się Alicja na zakup markowego stroju
pływackiego, który nie powodowałby podrażnień. Nabyła więc
ściśle przylegający do ciała, a więc ułatwiający osiąganie
dobrych pływackich wyników, ładny granatowy strój z napisami
zawierającymi słowa sport i speed, i tak ubrana udała się na
basen w wytypowanym parku wodnym.
Znajomi,
z którymi przyjechała, a którzy regularnie zażywali tam radości
pływania, od razu udali się na basen duży, Alicja natomiast
skierowała kroki do sąsiedniego basenu małego. Skierowała kroki -
to określenie odpowiednie, gdyż również w basenie nie przestała
kroczyć, dziarskim marszem przemierzając jego długość. Tam i z
powrotem, tam i z powrotem, i jeszcze jedna długość, i jeszcze
jedna - dumnie, z podniesioną wysoko głową, bez lęku o zwykle
nękające ją zawroty głowy, co bardzo ułatwiała zakupiona
specjalnie w tym celu metalowa teleskopowa laska inwalidzka, którą
miarowo uderzała w dno basenu.
Stojąca
opodal grupka młodych mężczyzn w pomarańczowych koszulkach z
napisem ratownik nie interesowała się ani niczym, ani nikim innym.
Ratownicy nie mogli oderwać od niej wzroku. Laski! Tak, tylko to ich
interesuje - stwierdziła Alicja. I nigdy już tam nie wróciła. Z
powodu chloru, którego w płynie wypełniającym baseny było więcej
niż reklamowanej morskiej wody.
22.09.2014
.