Mój Krzyż

Nie jestem zbyt różańcowa, a już koronkowa to całkiem nie jestem. Kiedy więc otrzymuję na spowiedzi pokutę w postaci odmówienia Koronki do Miłosierdzia Bożego, to jest to dla mnie pokuta rzeczywista. Z kolei zadane na spowiedzi odmówienie małej cząsteczki - albo nawet całej dużej części - Różańca, już nie stanowi tak odczuwalnej dolegliwości, jak konieczność odmówienia modlitwy wcześniej wspomnianej. Między nami mówiąc, najdotkliwszą pokutą byłoby dla mnie nie tyle odmówienie tej czy innej modlitwy, co raczej odmówienie sobie tej czy innej przyjemności, o czym wiem doskonale, i o czym nawet kiedyś napisałam specjalną notkę [Bajeczny post], no ale przecież nie będę spowiednikom podpowiadać, jaka pokuta byłaby w moim przypadku najbardziej wskazana, bo a nuż kazaliby mi odmówić sobie na przykład – internetu!

*

Różaniec został nam dany do rozmyślania nad wydarzeniami z życia Jezusa i Jego Matki. Nie od dziś mam jednak wrażenie, że tam po drugiej stronie, Pan Bóg również odmawia swoisty Różaniec, rozpamiętując tajemnice życia człowieka, każdego człowieka, te radosne, te świetliste, i te chwalebne, ale też – może przede wszystkim – nasze tajemnice bolesne, czemu również dałam kiedyś wyraz układając opowieści o historii mojego trudnego domu właśnie w cykl różańcowy [Historie rodzinne].

W osobie Jezusa najpełniej Bóg zbliżył się do człowieka właśnie w bolesnych tajemnicach życia. Już radosna tajemnica Wcielenia była wielkim krokiem na drodze materialnego, niemal dotykalnego, wejścia Stwórcy w stworzony świat, jednak wydaje się, że dopiero w ogołoceniu krzyżowej śmierci Bóg najbardziej zbliżył się do człowieka w jego bolesnym doświadczeniu, w rzeczywistym cierpieniu, którym kiedyś, na początku, pierwszy grzech naznaczył nasze ludzkie/ziemskie życie.

Krzyż jest najbardziej wyrazistym elementem Różańca - ten zawieszony na naszym różańcowym sznurze modlitewnym, jak również ten czyniony ręką na ciele na rozpoczęcie modlitwy w imię Boskiej Trójcy, która w ten sposób jakby wpisuje siebie w nas, a nas w siebie. Krzyż podobnie pojawiał się w samym centrum moich różnych dawnych opowieści z życia, niejako sam z siebie: jako Odpowiedź, jako Rozwiązanie Tajemnicy, a dalej jako Droga, i w końcu jako Brama i Ratunek. Krótko mówiąc: nie jestem koronkowa, ani za bardzo różańcowa, ale krzyżowa jak najbardziej.

*

Już dawno temu wrzesień stał się dla mnie miesiącem osobistych Wypominków. We wrześniu – chociaż w odstępie ćwierci wieku – na drugą stronę życia przechodzili moi Rodzice, a ja za każdym razem pozostawałam z kolejną egzystencjalną tajemnicą do rozwiązania [Trzy, dwa, jeden, zero]. Te wrześniowe odejścia Rodziców niejako samoistnie prowadziły mnie również do Krzyża: zamawiając co roku jedną wspólną rocznicową Mszę Świętą w intencji ich wiecznego zbawienia, znalazłam dzień, który najlepiej połączy obie daty zakończenia jednego i drugiego niełatwego ziemskiego etapu życia moich Rodziców: czternasty dzień miesiąca, Święto Podwyższenia Krzyża. Dziś. Dzisiaj również wierząca katolicka Polska zbiera się w - kolejnej po Różaniec do Granic - wielkiej modlitewnej inicjatywie Polska podKrzyżem. Boże, błogosław Polsce!



„Ojcze mój, twa łódź
Wprost na most płynie -
Maszt uderzy!… Wróć!
Lub wszystko zginie.

Patrz, jaki tam krzyż,
Krzyż niebezpieczny!
Maszt się niesie wzwyż,
Most mu poprzeczny”.

„Synku, trwogi zbądź!
To znak zbawienia;
Płyńmy, bądź co bądź!
Patrz, jak się zmienia!

Oto wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo”.
„Gdzież się podział krzyż?”
„Stał się nam bramą!”

(C. K. Norwid – Krzyż i dziecko)


.