Obrazki na wystawę. Niskie poziomy

Trzydzieści lat temu:

Alicję męczą niskie poziomy. Z wiekiem niektóre z nich zaczną niebezpiecznie podnosić się, ale teraz jest jeszcze młoda i wiedzie życie wybitnie nizinne, żeby nie powiedzieć depresyjne, przepełnione napadami senności, zaburzeń świadomości, zachwiań równowagi. Takie są objawy niskich poziomów ciśnienia krwi oraz niskiej w niej zawartości tego czy owego.

Alicja ma mieszkanie, a w nim łazienkę z obskurnymi rurkami oblepionymi zaschniętym cementem zamalowanym podłą olejną farbą. Cała łazienka na poziomie lamperii opleciona jest podwójną nitką takich właśnie rurek, których nie da się doczyścić, a które można jedynie zasłonić. Można byłoby pomyśleć o ich wymianie, ale w peerelu lat osiemdziesiątych o rurkę niełatwo. Ktoś naszej bohaterce poleca więc stolarza dysponującego deseczkami, o które w peerelu lat osiemdziesiątych również nie jest łatwo. Stolarz – złota rączka – może sprytnie takie rurki obudować półeczkami.

Alicja umawia się z nieznajomym stolarzem na dokonanie odpowiednich pomiarów w samo południe w pewną niedzielę. W tamtą niedzielę i w tamto południe ogarnia ją jednak niespodziewanie nizinna słabość tak wielka, że czuje się, jakby dopadł ją nie jeden, ale wszystkie niskie poziomy na raz. Pamięta, że o godzinie dwunastej ma być w domu, bo ktoś ma przyjść w ważnej sprawie, ale kto i w jakiej sprawie, tego już nie może sobie przypomnieć.

Dzwoni dzwonek u drzwi. Alicja mobilizuje siły, aby drzwi otworzyć i załatwić cokolwiek takiego o tej porze miała do załatwienia. Mężczyzna stojący w drzwiach wydaje się skądś znajomy: po pięćdziesiątce, tłusty i bezbarwny. Nie przypomina sobie, żeby miała takiego wujka, nie przypomina sobie, żeby w mieście, w którym mieszka mieszkał jakikolwiek wujek, ale kto inny może to być, w niedzielne południe, jak nie wujek. Podaje mu na powitanie rękę, do której ucałowania głęboko się schylając stolarz automatycznie zbliża swoją twarz do jej twarzy. - Tak, to na pewno wujek! - z głębi nieświadomości myśl przedziera się na peryferie świadomego myślenia. Alicja z rozmachem całuje stolarza w jeden policzek i drugi: - Cmok! Cmok!


Dziesięć lat później:

Oblepione rurki straszyły do końca epoki peerelu, a potem Alicja wyprowadziła się z blokowiska. Podczas pamiętnej wizyty stolarz wziął wymiary, ale potem zapowiedział, że półki nie zrobi, przyczyn swojej decyzji nie podając. No cóż, Alicja nie potrafiła jasno i prosto wyjaśnić stolarzowi sytuacji, tylko nieprzytomnie przebąkiwała coś o tym, ze czasami ma takie dni. Kiedy więc innym razem znalazła się na podobnie niskim poziomie, nauczona doświadczeniem, postanowiła być szczera, czyli na szczerość postawić.

Ten inny raz dzieje się w piętnastej godzinie dnia. Miasto z wolna wypełniają zabiegani mieszkańcy wracający w pośpiechu z pracy do domów. Alicja natomiast – na przekór miastu - z wolna do pracy się udaje. Z wolna, gdyż ogarnia ją – z dala od domu - znajoma senność, chwytając w potrzask niemożności. Do rozpoczęcia popołudniowych zajęć pozostała jeszcze godzina, a ona nie może już ani iść, ani siedzieć. Ona teraz musi – spać. Może jednak – na szczęście – jeszcze myśleć. Wie, że do własnego domu daleko, a w pobliskich zaprzyjaźnionych domach pewnie nie ma jeszcze powracających z pracy gospodarzy. Mogłaby przespać się w miejscu pracy, do którego zdąża, ale tam trwa właśnie wielkie sprzątnie przed popołudniową zmianą.

Rozważywszy wszystkie możliwe i niemożliwe możliwości Alicja kieruje kroki do pobliskiej publicznej biblioteki mieszczącej się w okazałej średniowiecznej sakralnej budowli. Na drugim piętrze znajduje znajomą czytelnię, i od progu stawia sprawę jasno. - Przyszłam się przespać! - informuje dyżurną bibliotekarkę, wyjaśniając fenomen nękających ją niskich poziomów. Wkrótce cztery krzesełka ustawione obok siebie za ostatnim rzędem bibliotecznych stolików zapewniają komfortowe leżenie. Alicja spokojnie zasypia.


Następne dziesięć lat później:

Tamtego popołudnia przed dziesięciu laty zamiast do biblioteki mogła pójść przespać się do hotelu. Alicja rozważała wtedy taką możliwość, ale ostatecznie uznała, że mniejsze zdziwienie wzbudzi kobieta śpiąca smacznie w bibliotece, niż ta sama kobieta wynajmująca samotnie pokój w hotelu na godziny. Kiedy więc ponownie w przyszłości dopadną ją niskie poziomy, nie będzie przejmowała się tym, czy sceneria pasuje do podejmowanych działań.

Tym razem widzimy ją przed południem w dentystycznym gabinecie. Właśnie na specjalistycznym fotelu leży ze stopami wywindowanymi do sufitu, a głową opuszczoną ku podłodze. Dentystka, która przed chwilą umieściła Alicję w takiej pozycji, przypatruje się jej uważnie. Nie wie co dalej robić z pacjentką, która po znieczulającym zastrzyku oznajmiła, że zaczyna się czuć bardzo dziwnie, ale która na przypadek utraty przytomności nie wygląda.

Widząc niezdecydowanie dentystki Alicja bierze sprawy w swoje ręce i prosi o wezwanie pogotowia ratunkowego, które wkrótce przewozi ją do izby przyjęć miejscowego szpitala. Po wykonaniu rutynowych badań dyżurny lekarz stwierdza zaburzenie świadomości. Długie minuty przechodzą w godziny, ale nikt siedzącej posłusznie na krzesełku w zatłoczonym ambulatorium osłabionej kobiety ani nie kieruje na oddział szpitalny, ani nie odwozi do domu, ani do tego domu nie odsyła.

Alicja ponownie bierze sprawy w swoje ręce. Dzwoni do znajomego, który po kolejnych długich minutach przywozi jej to, o co prosiła. Wtedy wśród tłumu pacjentów otrzymujących właśnie zastrzyki, wśród pacjentów podłączonych do aparatów diagnostycznych, wśród pacjentów wzmacnianych kroplówkami, wśród pacjentów badanych przez zmieniających się lekarzy, siedząc grzecznie na swoim krzesełku Alicja spokojnie otwiera wielki słoik z rosołem i systematycznie słoik z rosołu opróżnia. Następnie ze styropianowego pojemnika zajada z rozmachem karkówkę duszoną w cebuli, ziemniaki, buraczki.

Lekarze i pielęgniarki patrzą na nią rutynowo, jak na każdego innego pacjenta, tak jakby sprawdzali, czy zażyła podane lekarstwa. Po zakończonej konsumpcji pacjentka izby przyjęć przez nikogo nie niepokojona oddaje się spokojnej czynności trawienia. Potem wstaje, po-obiadowe opakowania wyrzuca do kosza i żegna obecnych. - Dlaczego pani od razu nie powiedziała, że ma cukrzycę? - rzuca za nią jedna z pielęgniarek. - Nie powiedziałam, ponieważ nie mam. To tylko te moje niskie poziomy.


A potem minie kolejna dekada i nadejdzie kolejna pora niskich poziomów. I będzie lasek za szeroką rzeką, i ścieżka w górę, i ścieżka w dół. I niemłoda kobieta leżąca bez siły przy ścieżce w górę. I będzie czyjeś bardzo życzliwe ramię. I czarnoskóry lekarz oraz dwie pary ciepłych męskich dłoni. Ale o tym, co się wydarzy, i dlaczego Alicja tam będzie, i z kim tam będzie, być może dowiemy się od niej za czas jakiś. Za kolejną dekadę. Albo za dwie. A może nawet za trzy.


01.10.2011


.